Non virtus, non arma, non duces, czyli kto zwyciężył pod Lepanto

czwartek, 17 października 2013 12:30 Piotr Drohicki
Drukuj

Tags: Bóg tak chciał! | Dzieje powszechne

Był wrzesień 1571 r., kiedy do Europy dotarła wieść, że armada turecka opuściła porty Konstantynopola. Zorganizowana przez Piusa V flota Świętej Ligi wypłynęła naprzeciw przeważającym liczebnie okrętom nieprzyjaciela. Ważyły się losy – nie tylko Europy, ale i chrześcijańskiej wiary.

Bitwa pod Lepanto miała miejsce 7 października 1571 r. w czasie wojny Ligi Świętej z Imperium Osmańskim. W starciu tym flota koalicji antytureckiej dowodzona przez Juana de Austrię rozgromiła siły Imperium Osmańskiego dowodzone przez Muezzinzade Ali paszę.

Bój pod Lepanto rozpoczął się o godzinie 9.30 od ataku prawego skrzydła tureckiego. Silny ostrzał galeasów płynących na czele floty chrześcijan zmusił eskadrę Sirocco Mehmeda paszy do odbicia w prawo ku etolskiemu brzegowi, co kosztowało Turków stratę dwóch galer. Pozostałe jednostki Mehmeda zdołały przebić się do eskadry Barbarigo, ale w pierwszym starciu uległy żołnierzom Ligi. Niektóre załogi tureckie zostały zmuszone do zejścia na brzeg, lecz wtedy Sirocco Mehmed pasza posłał do walki odwody, które zażegnały kryzys, a nawet uzyskały przewagę. W zażartej walce poległ Barbarigo oraz jego zastępca Marco Contarini. Dopiero atak naprędce zebranych galer pod wodzą Federico Nani pozwolił zażegnać kryzys w chrześcijańskich szeregach. Los starcia na lewym skrzydle sprzymierzonych przesądził dopiero następny atak, w którym brały udział okręty dowodzone przez Marco Quiriniego. Wykorzystał on fakt, że okręty Mehmeda Paszy przy próbie oskrzydlenia wroga zapędziły się za daleko i zaatakował je od tyłu, biorąc Turków w kleszcze. Okrążona eskadra turecka została wciągnięta na mieliznę i doszczętnie zniszczona.

W tym czasie w centrum toczyła się zacięta walka. Flagowy okręt tureckiej floty „Sułtan”, nie zważając na silny ostrzał artyleryjski, natarł na admiralski okręt Juana de Austrii „Real di Spagna” i wbił się taranem w jego bok. „Real di Spagna” wytrzymał uderzenie, a hiszpańska załoga okrętu dwa razy spróbowała abordażu, ale bez powodzenia. Na pomoc flagowemu okrętowi muzułmanów przyszły z pomocą liczne pobliskie statki, które z kolei stały się celem walczących w pobliżu jednostek sprzymierzonych. Wyrównana walka toczyła się do godziny 13, ale potem mocno postrzelane jednostki tureckie rzuciły się do ucieczki, przesądzając o losie swojego dowódcy, który poległ na „Sułtanie”. Po utracie okrętu flagowego pozostałe okręty centrum tureckiego poddały się lub zostały zatopione.

Na lewym skrzydle tureckim bitwa wyglądała nieco inaczej. Początkowo okręty Ułudż Ali ścigały się z eskadrą Dorii, ale gdy Ułudż Ala dostrzegł lukę między prawym skrzydłem a centrum Ligi, niespodziewanie zawrócił i zaatakował słabą flotyllę maltańską. W walce tej sprzymierzeni stracili 12 galer i 1000 zabitych, korsarze ponieśli jednak większe straty (21 galer). Gdy na pomoc walczącym maltańczykom ruszyły odwody sprzymierzonych oraz 12 galer wysłanych przez Juana de Austrię, a flota Dorii była coraz bliżej, Ułudż Ala, bojąc się okrążenia, rzucił się do ucieczki na pełne morze. Jego ludzie, nie zważając na deszcz i sztorm, wiosłowali całą noc, ale dzięki temu ocaleli z pogromu.

Bitwa skończyła się całkowitym pogromem floty tureckiej. Zniszczono 80 i zdobyto 117 galer. Na 60 galeotów biorących udział w walce, 27 zostało zniszczonych, 13 zdobytych. Poległo kilkanaście tysięcy żołnierzy tureckich, kilka tysięcy dostało się do niewoli. Zginęła niemal cała wyższa kadra dowódcza z głównodowodzącym Alim Paszą na czele. W ręce sprzymierzonych wpadło także 150 tysięcy dukatów znalezionych na „Sułtanie”.

Straty sprzymierzonych, choć niemałe, były proporcjonalnie niskie. Zginęło 7656 żołnierzy (ok. 4600 Wenecjan, 2000 Hiszpanów i 1000 żołnierzy papieskich), a rannych zostało 7784 ludzi. Utracono zaledwie 15 galer. Z wyższych dowódców życie stracili Agostino Barbarigo i Juan de Cordona, wielu oficerów było rannych.

W Europie na wieść o wielkim zwycięstwie zapanowała euforia. Papież Pius V ustanowił dzień 7 października świętem Matki Boskiej Różańcowej. W Wenecji rocznice bitwy pod Lepanto stały się świętem narodowym. Co oczywiste, zupełnie inne nastroje zapanowały na dworze w Stambule. Sułtan rozkazał fortyfikować Dardanele, by zablokować drogę do stolicy. Natychmiast rozpoczęła się odbudowa utraconej floty. W ciągu kilku miesięcy flota turecka wzbogaciła się o 150 galer. Załogom brakowało jednak ducha bojowego i wszystkie trzy stoczone w następnym roku bitwy Turcy przegrali.

 


Opowieść o św. Piusie V i bitwie pod Lepanto

Największym, a jednocześnie pierwszym historycznie udokumentowanym cudem różańcowym było zwycięstwo floty chrześcijańskiej w bitwie pod Lepanto. Wydarzenie to zadecydowało o przyszłości Europy, zaś jedną z wówczas konkurujących ze sobą form modlitwy różańcowej – tą znaną po dzień dzisiejszy – uczyniło modlitwą cenioną przez ludzi, propagowaną przez duchownych, przez papieży połączoną z odpustami. Od 1571 r. możemy mówić o ostatecznym ugruntowaniu się jednej formy modlitwy różańcowej.

Państwa wyznające islam od początku dążyły do narzucenia siłą swojej religii całemu światu. Już w VII w., niecałe dwieście lat po śmierci Mahometa, kalif Oman zdobył Jerozolimę, po czym wjechał do miasta na białym wielbłądzie. Ziemia Święta przestała należeć do chrześcijan. W VIII w. muzułmanie, po opanowaniu Afryki Północnej, zajęli Hiszpanię i doszli aż do Poitiers. “Podwojenie tej odległości doprowadziłoby Saracenów do granic Polski i wzgórz Szkocji” – pisał ówczesny historyk.

Przez krótki czas inwazja Mahometan była skutecznie powstrzymywana przez wyprawy krzyżowe, jednak niebawem islam znów zaczął przeć na zachód. Muzułmańskie imperium kończyło budować ogromną flotę. Turcy planowali zająć chrześcijańskie porty śródziemnomorskie, a z nich ruszyć na podbój Rzymu. Bazylikę papieską chcieli zamienić na stajnię dla swych koni.

Wszystko to działo się pod koniec XVI w., w latach, kiedy papieżem był św. Pius V. Pisano o nim, że był on “jednym z niewielu chrześcijan traktujących dosłownie słowa i czyny Chrystusa, nie uznającym wyjątków i ograniczeń, człowiekiem, który przeszedł przez świat jak jasna pochodnia rozświetlająca mroki”. Ten pobożny dominikanin w starości wybrany na stolicę św. Piotra był wielkim czcicielem Maryi i gorącym propagatorem różańca. To właśnie on włączył dwuczęściowe Zdrowaś Maryjo do zreformowanego brewiarza, przez co nadał Pozdrowieniu Anielskiemu ostateczną postać, zatwierdzoną przez liturgię Kościoła. To spod jego pióra wyszły słowa: “Różaniec jest najpobożniejszym sposobem modlitwy do Boga, sposobem łatwym do stosowania przez wszystkich, którzy trwają w wysławianiu Najświętszej Dziewicy”.

Sława świętości Piusa V była tak wielka, że dotarła aż do sułtana Selima II, “pana całej ziemi”, który do swych licznych tytułów pragnął dopisać tytuł władcy Europy. Skrzętni kronikarze odnotowali fakt, że kiedyś, spoglądając na Adriatyk, wyszeptał, że bardziej niż wszystkich galeonów chrześcijańskich boi się modlitw Piusa V. Niebawem miało się okazać, jak dalece lęk jego był słuszny…

Był wrzesień 1571 r., kiedy do Europy dotarła wieść, że armada turecka opuściła porty Konstantynopola. Zorganizowana przez Piusa V flota Świętej Ligi wypłynęła naprzeciw przeważającym liczebnie okrętom nieprzyjaciela. Ważyły się losy – nie tylko Europy, ale i chrześcijańskiej wiary.

Nadszedł dzień 7 października. Papież trwał właśnie na modlitwie w swym dominikańskim klasztorze… Pius V ze łzami w oczach przyzywał pomocy Najświętszej Panienki:

– Daj zwycięstwo. Nie dla naszej chwały, ale dla Twojej, Pani i Matko. Pod płaszcz Twego miłosierdzia uciekamy się… Otocz nas płaszczem, uznaj za swe dzieci, weź pod swoją opiekę.

Świątobliwy starzec klęczał już klika godzin. Nie czuł jednak bólu, jaki rozsadzał jego kolana, nie czuł, że obciążony kręgosłup jęczy jak maszt wygięty w wichurze. Papież był nieobecny w swym ciele. Jego dusza przebywała tam, gdzie odwiecznie ustawiony został tron Wszechmogącego, a który Bóg dzieli z niepokalaną Matką swego Syna.

Nagle papież usłyszał szum wiatru i łoskot żagli. Zdawało mu się, że znajduje się nie w watykańskiej kaplicy, lecz w gdzieś na pełnym morzu, wśród okrętów przygotowujących się do wielkiej bitwy.

Papież podniósł oczy… W tej samej chwili, wieleset kilometrów od Rzymu, w zatoce Lepanto zaczęła się podnosić spowijająca morze mgła. Pius IX ujrzał Matkę Bożą, jak rozpościera swój płaszcz nad flotą, a oczom chrześcijańskich żołnierzy ukazały się na horyzoncie setki żagli. Chrystusowy Namiestnik zacisnął złożone do modlitwy dłonie. Sto tysięcy ludzi po obu stronach zaczęło przygotowywać się do walki. Święty papież zapatrzył się w Niepokalaną Panienkę i Jej niebieski płaszcz. Ale ani chrześcijańscy, ani zgromadzeni pod znakiem półksiężyca marynarze i żołnierze nie wiedzieli, że poza nimi na polu bitwy jest jeszcze ktoś inny. Papież szepnął: “Matko, nie opuszczaj nas ze względu na swego Syna, Jezusa Chrystusa, który nas umiłował i umarł za nas na krzyżu.”  W tym momencie na flagowym okręcie załopotała wielka bandera z ukrzyżowanym Chrystusem. Kazał ją wciągnąć na maszt admirał Jan don Austria. W tej chwili wielki Maryjny płaszcz zamknął się chrześcijańskim wojskiem. Non virtus, non arma, non duces, sed Mariae Rosiae victores nos fecit – “Nie odwaga, nie broń, nie dowódcy, ale Maria różańcowa dała nam zwycięstwo” – napisali później Wenecjanie na ścianie zbudowanej w swym mieście kaplicy dziękczynnej.

Nierówne siły starły się na wiele godzin. Rozpętała się bitwa, od której wyniku zawisły losy całego chrześcijaństwa i Europy… Tylko papież znał już jej wynik…

Była to ostatnia w historii bitwa morska, którą toczono tak jak na lądzie: tysiące żołnierzy, indywidualne pojedynki, tylko ziemia była chwiejna i wokół rozpościerało się bezdenne morze. Papież słyszał szczęk oręża, krzyki rannych, wołania tonących. Nie patrzył jednak na to, co działo się na morzu. W swym widzeniu spoglądał wyżej, w oczy Maryi, które były spokojne. Nieoczekiwana zmiana wiatru uniemożliwiła manewry muzułmanom, a sprzyjała flocie chrześcijańskiej. Szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Świętej Ligi i już się nie cofnęła.

Kronikarze odnotowali, że gdy kończył się dzień, papież Pius siedział z kardynałami w małej bibliotece na Watykanie. Nagle przerwał rozmowę, opuścił towarzyszących mu dostojników i podszedł do okna. Zatrzymał się przed nim, a po chwili odwrócił się z promiennym uśmiechem, by ogłosić odniesione w tym dniu wielkie zwycięstwo. Pius V podał wynik bitwy na dwa tygodnie wcześniej, zanim oficjalny kurier dotarł z tą wieścią do Rzymu!

Zwycięstwo pod Lepanto było ogromne. Zatopiono pięćdziesiąt galer wroga, zdobyto połowę okrętów tureckich, uwolniono dwanaście tysięcy chrześcijańskich galerników.

Św. Pius V, świadom, komu zawdzięcza cudowne ocalenie Europy, uczynił dzień 7 października świętem Matki Bożej Różańcowej. W encyklice napisał: “Pragniemy szczególnie, aby nigdy nie zostało zapomniane wspomnienie wielkiego zwycięstwa uzyskanego od Boga przez zasługi i wstawiennictwo Najświętszej Maryi Panny w dniu 7 października 1571 r., odniesione w walce przeciw Turkom, nieprzyjaciołom wiary katolickiej." Papież spełnił swoją misję – ocalił Europę przez swe posty i modlitwy, przez wezwanie chrześcijan do wielkiej modlitwy różańcowej. Mógł odejść już na zasłużone odpocznienie. Pół roku później Pan wezwał go do siebie.

Pius IX tak napisał o tej bitwie w encyklice Ingravescentibus malis: “Kiedy zaś niewierni mahometanie, dufni w swą flotę potężną i wojska ogromne, nieśli narodom Europy klęskę i niewolę, wzywano z woli Ojca Świętego z całą usiłnością opieki Matki niebieskiej i pokonano w ten sposób wrogów, a statki ich zatopiono”. Czyż słowa te nie są wskazówką i dla nas, na współczesne czasy, w których trwa wielka bitwa o wiarę w Boga i o cześć Maryi, Jego Matki?

 

Anonimowy hymn z przełomu V-VI w. tak oddaje cześć Maryi, opiekunce narodów:

Dziewicza Matko Boga,
my, lud ze wszystkich narodów,
głosimy Cię błogosławioną;
Ten, który przewyższa wszystko,
Chrystus, Bóg nasz, w Tobie zechciał zamieszkać.
Błogosławieni jesteśmy,
którzy w Tobie znajdujemy naszą obronę,
wstawiasz się bowiem za nami dniem i nocą...
Wyśpiewujemy Ci więc nasz hymn pochwalny, głosząc:
Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą!

Niech słowa tej modlitwy wypełnią nasze dusze i pomogą nam jeszcze bardziej pokochać Tę, którą pozdrawiamy w różańcu jako Pełną łaski.

                                                                                   Wincenty Łaszewski

 


Gilbert Keith Chesterton

Lepanto

Białe fontanny dźwięczą w wirydarzach słońca,
Sułtan Bizancjum do ich wtóru śmiech swój wtrąca,
Śmiech, który kaskadami jak fontanna pada:
Grozę w krąg sieje śmiech ten, twarz od śmiechu blada,
Broda jak bór wstrząsana, krwawy ust półksiężyc –
Wysłał flotę na morze i chce świat zwyciężyć.
Zamilkły w trwodze miasta u przylądków włoskich,
Adriatyk zastępów jego zląkł się morskich,
Papież ręce błagalne do królów wyciąga,
Do walki wzywa z wrogiem, który mu urąga.
Zimna Anglii królowa w zwierciadle się wdzięczy,
Cień Walezjuszów na mszy w roztargnieniu klęczy,
Od wysp Hiszpanii zmierzchłych cicho grają działa –
Twarz Sułtana od śmiechów głośnych w słońcu pała.

Cichy bębnów drgnął warkot zza gór nieboskłonu. –
Do boju z nich wyruszył Książę, pan bez tronu
I bez korony; chociaż zmazą rodu tknięty,
Jako rycerz Europy ostatni i święty,
Zdjął oręż z ściany zamku; jak trubadur słucha,
Ptak mu jakiś o Wschodzie, o Krzyżowcach grucha.

W ciszy bezbrzeżnej szumiąc dąży w skrętach drogi
Hufiec rycerzy Krzyża – mały, lecz bez trwogi.
Dźwięczą jękliwe dzwony, dział im wtórzą miedzie,
Z Wyprawą don Juan d′ Austria tak Krzyżową jedzie.

Flagi wojska napięte w zimnej nocy wichrze,
Ciemnieją swą purpurą, lśnią w pozłoceń iskrze,
Blask się pochodni w bębnach i brązach migoce,
Fanfary uderzają i trąby w pomroce.
Działa przodem się toczą, wódz za działem jedzie.
Brodę pogładził, okiem wesołym w krąg wiedzie,
Strzemię potrąca z wzgardą, jakby deptał trony,
Wódz wolnych sam jak sztandar świeci rozjaśniony.
Cześć, chwało Hiszpanii, cześć ci, cześć!
W oddali czeka morski brzeg,
Książę przyspiesza krok i bieg.

Mahomet śni w swym raju nad gwiazdami jutrzni,
(Juan potrąca groźnie ostrzami swych włóczni)
Mahomet z piersi hurys młodych szaty zrywa,
Blask oceanu i zórz go jasnych okrywa.
Powstając wstrząsa ziemią swych pawich ogrodów,
Nad drzewa się podnosi i głosami grzmotów
Przyzywa Azraela, czarnego demona,
Skrzydlatego Ariela i bożka Ammona.
"Olbrzymy i geniusze,
Z rozgwiezdnych przybądźcie tu pól,
W burzy takiej i zawierusze,
Jaką Salomon wzbudził król".

Pędzą w purpurze i we krwi z zorzanych obłoków,
Z świątyń, gdzie żółte bóstwa się kryją wśród mroków,
Wstają w szatach zielonych z wód sinej komory,
Gdzie nieb przepaście, zły czar i ślepe potwory.
Nad nimi śluzy prądów, wodorost oślizgły,
Choroba je przygniata małżów, trąd perlisty.
Podnoszą się w lazurze mgieł studni srogiej,
Przed Mahometem się gromadzą, liżą nogi.
On zaś mówi: "Przetrząsnąć góry, gdzie są mnichy,
Przesypać piaski pustyń, by zniknął ślad lichy
Po kościach świętych, ścigać giaurów w dzień i w nocy,
Bo to, co nam groziło ongi, wraca w mocy.

Pieczęcią Salomona zamknęliśmy wszystko
Pod słońcem: cierpień, trudów, wiedzy, łez źródlisko,
A oto gwar się podniósł w górach i poznaję:
Ten sam to gwar jest, który wstrząsał nasze kraje
Przed czterema wiekami. To ten, co nie rzecze:
"Kismet", nie wierzy w losy rzucone człowiecze,
To Ryszard, Rajmund, Gotfryd, to rycerze, którzy
Z śmierci się śmieją, kiedy o los walczą duży.
Nogami ich stratujcie! Walczmy o swój pokój!"

Warkot usłyszał bębnów, szczęk armat u wód stoku,
(Don Juan d′ Austria wiedzie rycerzy na wojnę)
Okrzyki, grzmoty, znów brzegi spokojne:
Z Iberii wypadł grom!
Porzucił książę kraj i dom!
Alkazaru pusty stoi prom.
Święty Michał z skał wyspy spogląda na morza,
(Don Juan zbrojny przez wód żegluje bezdroża).
Gdzie Anioł patrzy po wodach, gdzie fala wciąż wraca,
Gdzie rybacy i żagle czerwone i praca,
Lancą potrząsa anioł, skrzydłami porusza,
Przez Normandię głos poszedł, lecz nikt się nie rusza,
Nikt z pomocą nie spieszy. Pełno na północy
Kwestii zawiłych, sporów, wszędzie ślepe oczy,
Wszędzie zgaszony zapał, gniew, entuzjazm, ogień.
Nad bratem brat się znęca, chce być wyższy odeń,
Mordują się nawzajem, nie chcą znać Chrystusa,
Jeśli piętnem potępień jest znaczona dusza.
Nienawidzą Marii, choć jest matką Boga.

Ale don Juan d′Austria mknie po wód rozłogach,
Przez burzę pędzi i przez dżdżystych dni zaćmienie.
Puzony jego huczą i warg huczy tchnienie:
Bogu w niebiosach cześć!
Chwałą niechaj brzmi pieśń!
Tak do statków koła
Don Juan d′Austria woła.

Król Filip z Złotym Runem na szyi w komnacie,
(Don Juan d′Austria w zbroi na pokładzie).
Ściany z atłasów czarnych, jak grzechu powaby,
Karły się wynurzają z nich, sługi i raby.
Król czarę w ręku trzyma, patrzy w jej kolory,
Dotyka czary, dzwoni – i zbladł nagle chory.
Twarz jak grzyb robakami i trądem stoczony,
Jak zioła oszklonymi znieczulone domy,
Śmierć z dna pucharu wyszła, śmierć dzieł w które wierzył.

Don Juan d′Austria właśnie na Turka uderzył,
Polowanie rozpoczął, rozpuścił ogary –
Od brzegów się Italii odgłos niesie, gwary,
Głosami krzyczy dział,
Strzałem mówi na strzał –
Rozpocząwszy kanonadę
Wiedzie książę w bój armadę.

Papież się o wieczorze w kaplicy znajdował
(Don Juan w ogniu stoi, dym dział w okrąg powiał)
W monstrancji gdzie twarz Boga się ukrywa co dnia,
Za oknami tajemnic, w których świat się zdrobnia,
Jak w zwierciadle ogląda papież w groźnym zmierzchu
Półksiężyc na wojennych galeonów wierzchu,
Których pan jest – Ukryty. Cień rzucają hardy
Na Krzyż, Zamek Anioła i szyk wojsk otwarty,
Lwów zakrywają postać na statkach Wenecji.
A ponad okrętami pałac wodzów świeci,
Pod nimi kazamaty, w nich tłum przytroczony
Galerników chrześcijan, więźniów rząd ruchomy,
Ludzie – jeńcy, górnicy odcięci od światła,
Uciemiężonych naród; których jasność zgasła.

Podobni niewolnikom, którzy w dni zaraniu
Schodów stopnie pod niebo wznieśli bogom w dani,
Lub tłumom niemym na babilońskim granicie
Co pod rumakiem Króla chcą ratować życie.
Nie jeden rozum stracił w tej czeluści piekła,
Do której wciąż patrzyła stróżów twarz zaciekła.

O Bogu już zwątpili, nie czekali znaku – -
(Tymczasem don Juan – linię przełamał w ataku!)
Z krwawych okrętów ogniem dział kieruje książę,
Jak dowódca piratów krwią zabarwia grąże.
Szkarłat posoki płynie przez komnaty ze złota
Tam gdzie trzymano jeńców; rozrąbał ich wrota.
Łamie ścian szranki, wolność przywraca tysiącom.
Bladzi, zdziwieni, ślepi patrzą w jaśń ślepiącą.

Cześć, Hiszpanii cześć!
Bogu podziękę nieść!
Potęgę wrogów ukrócił,
Braciom don Juan wolność wrócił.

Cervantes na galerze miecz do pochwy kładzie
(Don Juan z wieńcem wraca w kawalkadzie),
Patrzy: na drodze rycerz tuła się hiszpańskiej,
Chudy i błędny. Śmieje się, - nie śmiech sułtański
To jednak. Śmieje się, miecz w pochwę wkłada krwawy
(Lecz don Juan d′Austria wraca z Krzyżowej Wyprawy).